25 sty 2021

NOCNY STRÓŻ - EWA LIEGMAN

Są taki dni, gdy zachodzi nade mną słońce. A miało przecież dodać energii, sił, trochę ocieplić myśli a w ostateczności zniknęło bez uprzedzenia. Takie momenty nie należą do najprzyjemniejszych, ale też się zdarzają. Staram się uciekać wtedy w jeszcze częstszą modlitwę i lekturę, która doda mi trochę otuchy. "Nie ma ciemności tak ciemnej, by nie przeniknęło jej światło jednej świecy", krąży mi także po głowie cytat z ulubionej książki. I wyobrażam sobie ten mały płomyk, który od razu daje nadzieję. Niedawno skończyłam czytać najnowszą książkę Ewy Liegman Nocny Stróż, która niesie równie pokrzepiające przesłanie, dlatego poczułam z tą książką szczególną więź. Zdanie, którym rozpoczyna się blurb: "Nie ma takiej nocy, z której nie można przedrzeć się do światła". Nie trzeba jakoś specjalnie zagłębiać się w symbolikę nocy i światła, aby domyślić się, że autorka pragnie dodać nam otuchy, nadziei, podzielić się dobrym słowem. Doskonale wie, co to znaczy ciemność i niepewne życie po omacku. Teraz jednak, dzięki Bożej chwale i światłości, jaką On jej ofiaruje każdego dnia, widzi wyraźniej, patrzy szerzej, czuje mocniej, ocenia świat dojrzalej. Jednak, żeby być w takiej relacji z Bogiem, w jakiej jest obecnie, musiała przejść przez pewne etapy nocy. A dokładniej przez cztery straże nocne i świtanie.

Autorkę, Ewę Liegman, możecie już kojarzyć z Prognozy pogody ducha, o której już pisałam na blogu. Pochłonęłam tę książeczkę dosłownie w godzinę i byłam pod wielkim wrażeniem, że wierszem można tak pięknie zachwycać się Bogiem. W Nocnym Stróżu, styl pisania autorki jest nieco inny, ale wciąż czuć tutaj miłość do poezji. 


Lektura składa się z pięciu głównych części, podzielonych na krótsze podrozdziały. Pierwsza straż nocna - dostrzegamy w niej zło i ciemność, odzyskujemy wzrok duchowy, oswajamy się. Druga straż nocna - gorzkniejemy, brakuje nam motywacji, gubimy się w niebezpiecznym i niepewnym okresie. Trzecia straż nocna to czas rozliczeń, egzamin, do którego uczymy się całe nasze życie. Czy możemy go oblać? Kto nas ocenia? Czwarta straż nocna - wprowadza światło w naszej ciemności. Daje nadzieję, pomaga otrzeźwieć nim będzie za późno tym samym powoli wprowadza nas w piątą część - Świtanie. Brzmi.. tajemniczo i intrygująco, prawda?


Cios pobudka,
tekst, który rozpoczyna książkę opowiada o różnych znakach, sygnałach, drogowskazach, które dostajemy od Boga w różnych sytuacjach naszego życia. I niekoniecznie zawsze to będzie tekst napisany czarno na białym, z wypunktowanymi zadaniami, podpowiedziami, co my mamy zrobić, aby było nam lepiej. Znak to ciepły wiatr - dla mnie jakby dotyk Boga. To także promienie słońce, myślę czasem, że to Jego spojrzenie. To nieprzypadkowi ludzie, których spotykamy na swojej drodze. Dla mnie to Anioły. Pewnego ranka, autorka siedziała na ławce, zapłakana, ze złamanym sercem i poczuciem beznadziei. Usiadła obok niej staruszka, jak sama pisze, bez wątpienia był to Anioł. Nie pocieszała, nie głaskała, nie mówiła do niej pokrzepiających tekstów w stylu "słodko, że aż lepko". To raczej był kubeł zimnej wody, który ugasił emocjonalny pożar nazwany duchowym przedszkolem. Miłość to nie tylko różowe odcienie i idealny plan, który sobie ułożymy w głowie - i sercu. "Otwórz swoje serce na oścież, miłość nie przychodzi, nie odchodzi, stale jest. Musisz do odkryć. Wszyscy mamy to zadanie. A serce się łamie, bo nie dzieje się jak chcesz, nie umiesz tego przyjąć" (s. 16).



Czy zaglądałeś kiedyś świadomie w głąb swojej duszy? Czy wiesz kogo nosisz w sercu? Jak dobrze znasz siebie? Autorka chce nam tą lekturą uzmysłowić, że nie poznamy się wyłącznie poprzez dobre sytuacje w naszym życiu. Dopiero gdy zmierzysz się ze strachem, rozczarowaniem, wyrzutami sumienia, poczuciem winy - to poznasz gorzki smak ciemności. Ewa Liegman nazywa tę książkę zaproszeniem do bycia wojownikiem, który potrafi te wszelkie przeciwności pokonać. Świadomie wejść w noc i radzić sobie z niewygodnymi przeciwnikami, zaakceptować, że każdy z nas jest niedoskonały. Stąd w tytule celowy zabieg ze zmianą litery "Nocny/Mocny Stróż". Pamiętam doskonale taką scenę z filmu "Kevin sam w domu", gdy zawsze miał problem z tym, aby zejść do piwnicy. Było w niej ciemno, ponuro, a chłopca paraliżował strach. Wyobraźnia dopowiadała sobie całą resztę - odgłosy, stworzenia, szmery, złowrogi chichot. Ale Kevin nie przystał na tą ciemność - wiedział, że nie może dać jej za wygraną. Podejmował próby, aż w końcu odważnie zapalił światło i zobaczył, że nie ma czego się bać. W naszej duchowości jest podobnie - jeśli nie zaufamy, że istnieje Wszechmocny, to nie zobaczymy światła, które rozprasza ciemność, niesie nadzieję, zwycięstwo Jezusa Chrystusa nad złem.

W książce zostaje poruszonych bardzo dużo tematów, z którymi mamy styczność w zwykłej codzienności. Chociażby to, że poznajemy wciąż nowych ludzi, nawet jeśli jakoś szczególnie na nich nie zwracamy uwagi to oni są obok nas. Dużo tutaj o miłości - takiej do drugiego człowieka, takiej od Boga, która rozpala nieustannie naszą duszę, jak niegasnące świece. Wiele tu o emocjach autorki, jej przeżyciach, reakcjach na wydarzenia, które ją dotknęły. Wiara. "Dziś wstydem jest przyznać się, że chodzę do kościoła, że jestem Jego uczniem" (s. 330). Gdy przeczytałam na koniec to zdanie pomyślałam sobie "Boże, serio? Naprawdę ta lektura jest od Ciebie?". Już wyjaśniam. Moim patronem na ten rok jest bł. ks. Jerzy Popiełuszko, za wstawiennictwem którego modlę się za osoby, które wstydzą się przyznać publicznie do swojej wiary. Wszelkie takie małe znaki, które do tego nawiązują odbieram jako głos Boga. Ciągle przypomina mi o tym, abym nieustannie pamiętała o tym, za kogo mam się gorliwie modlić. Dodam, że książkę objęłam patronatem medialnym nie znając jeszcze mojego patrona na 2021 rok. Przypadek? Nie sądzę.


Warto również zwrócić uwagę na piękne grafiki w środku książki oraz okładkę, których autorką jest Agata Lędźwa. Ciemne ilustracje nawiązują do nocy, a kwitnące na nich kwiaty odbieram jako życie, rozwój, wzrost duchowy. Na okładce jest kobieta, blondynka, jak autorka, spogląda w nocy przez okno i z pewnością bacznie obserwuje jej etapy. Ale nie chowa się za kotarą. Odważnie odsłania okno, aby być uważnym obserwatorem, mocnym stróżem, któremu nic nie umknie. 

Każdy z nas ma takie rany, które trzeba zalepić kojącym plastrem. Zrobić okład, opatrzyć, zaopiekować się. Taka jest właśnie ta książka. Daje nam nadzieję, pociesza, że w każdej ciemności, nawet najbardziej mrocznej i przytłaczającej, można ujrzeć promyk światła. Ta lektura jest dla nas kojącym opatrunkiem, który z każdym przeczytanym rozdziałem goi nasze urazy - duchowe, emocjonalne, uczuciowe. Jeśli pozwolisz opatrzeć Bogu swoje rany, dasz Mu szansę, by podzielił się z tobą chociażby iskrą swej miłości w tą otaczającą cię noc, otworzysz się na Jego opiekę to wiedz, że z jego pomocą doświadczysz tego świtania, które czeka cię na samym końcu. Poczujesz światło, które otula miłością nieskończoną.
 


SZCZEGÓŁY KSIĄŻKI:
Autor: Ewa Liegman
Okładka: twarda
Ilość stron: 330
Data premiery: 24.12.2020
Wydawnictwo: Bratni Zew

0 komentarzy

Prześlij komentarz

Dziękuję za zostawienie komentarza na moim blogu.