21 lut 2023

#SŁOWOZMAŁYMIKOBIETKAMI - ROZDZIAŁ VI: BETH ODNAJDUJE PAŁAC PIĘKNY

Czy mieliście kiedyś tak, że przed czymś czuliście straszny lęk - głównie z powodu waszych wyobrażeń, czarnych scenariuszy napisanych w głowie, które hamowały was przed tym, by pójść w czymś dalej, wejść w jakiś nowy etap więc od dłuższego czasu staliście w jednym, martwym punkcie? Och, tak! Chyba każdy z nas tego doświadcza, dlatego patrząc na Beth w szóstym rozdziale Małych kobietek, tak bardzo możemy ją rozumieć. I podziwiać zarazem. Gdy stopniowo zaczyna nabierać zaufania do starszego pana Laurenca, które od zawsze się bała, powoli, krok po kroku... wychodzi ze strefy własnego komfortu. Otwiera się na drugiego człowieka, ale też emocje i uczucia, jakie ta nowa znajomość jej daje. Jej serce jest gotowe, by otworzyć się na drugiego człowieka. Czy nie jest podobnie w naszej relacji z Bogiem? Gdy małymi krokami, naszym zaangażowaniem, modlitwą, chęcią poznania Go przez Słowo otwieramy się na Jego działanie w naszym życiu - zaczynają dziać się prawdziwe cuda, bo zaczynamy WYCHODZIĆ. Z domu do innych ludzi, ze strefy własnego komfortu - zupełnie jak nasza Elizabeth, która właśnie odnalazła swój Pałac Piękny.


W szóstym rozdziale już na samym początku widzimy wielkie zmiany w życiu sąsiadów. Laurence odwiedza dom Marchów - ciesząc się ciepłem i miłością tego miejsca, mogąc choć troszkę zaznać macierzyńskiej miłości i zabaw z siostrami - a te z kolei z chęcią gościły jego progi. Meg spacerowała po oranżerii, Jo przesiadywała w bibliotece, Amy chłonęła piękno dzieł sztuki... tylko nieśmiała Beth, nie mogła przemóc swoich lęków przed tym, co nieznane. Tylko raz udała się do domu Lauriego z Jo, ale starszy pan nie zachęcił jej, by przyszła tam ponownie, bo nie znając zupełnie jej leków, huknął do niej głośno "Hej!" - co przestraszyło ją na dobre. 

"Pan moim światłem i wybawcą, kogo miałbym się lękać?"
(Ps 27,1)

Na szczęście do pana Laurenca doszła ta wiadomość i ten postanowił naprawić swój błąd. Nie chciał bowiem, aby Beth bała się go i przez to nie odwiedzała jego wnuka z innymi siostrami. Wiedział, że Elizabeth kocha muzykę, więc pewnego razu udał się do domu Marchów, i przy okazji rozmowy zaczął opowiadać o lekcjach gry na pianinie, które zaniedbywał ostatnio Laurie. Martwił się, że cierpi na tym fortepian, bo jest nieużywany i zapytał czy któraś z córek nie chciałaby skorzystać i trochę poćwiczyć, by sprzęt się nie rozstroił. Nieśmiała Beth uważnia słuchała tej rozmowy, w środku pękając z ekscytacji. Starszy pan solidnie przygotował swój plan, bo wiedząc o lękach dziewczynki, podkreślał wielokrotnie, że w tym czasie w domu nikogo zupełnie nie ma, każdy jest zajęty swoimi obowiązkami, więc przy okazji odwiedzin, byłaby swobodna. To przekonało Beth, by z radością wykrzyczeć, że oczywiście, na pewno znajdzie się chętna osoba, by pograć na pianine! Czuła ogromną wdzięczność za uprzejmość pana Laurenca. Ten widząc ją pierwszy raz z bliska, wzruszył się bardzo, bo wyglądem przypominała mu bardzo zmarłą wnuczkę, o czym powiedział dziewczynce. Życzył jej błogosławieństwa Bożego i prędko wyszedł do siebie.

"Niech Pan rozpromieni swoje oblicze nad tobą i niech będzie ci łaskawy. Niech Pan obróci swe oblicze ku tobie i niech cię obdarzy pokojem"
(Lb 6,25-26)



Następnego dnia Elizabeth dzielnie udała się do domu sąsiadów. 

"Ty przecież, Panie, dajesz światło mojej pochodni; Boże mój, Ty rozświetlasz moje ciemności"
(Ps 18,29)

"Ja jestem światłem świata. Kto pójdzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia"
(J 8,12)

Wszystko było po jej myśli (teraz i za każdym innym razem, gdy odwiedzała to miejsce) - nuty czekały na pianinie, wokół panowała cisza, spokój, nikogo nie było obok, kto mógłby ją krępować i rozpraszać. Właściwie - tak ona zawsze myślała. W rzeczywistości:

"Beth nigdy się nie dowiedziała, że pan Laurence często otwierał drzwi do swojego gabinetu, aby posłuchać swych ulubionych staromodnych melodii. Nie miałą też pojęcia, że Laurie trzyma straż w holu, pilnując, by służba nie zbliżała się do salonu. Nie przychodziło jej do głowy, że nuty ćwiczeń i nowych piosenek, które znajdywała na wieku, zostały tam przyniesione specjalnie dla niej" (s. 122).


Jak widać, wiele osób było zaangażowanych w to, aby pomóc jej wyjść ze strefy własnego komfotu i przełamać swoje lęki. Dzięki świadomości, że jest sama otworzyła się i nabrała odwagi. by zrobić krok do przodu. To wielka praca nad sobą!

"Effatha, to znaczy otwórz się. Z miejsca otwarły się jego uszy, sploty jego języka się rozluźniły i mówił bez trudności"
(Mk 7,34-35)

"Tak wszystko ludziom czyńcie, jak chcielibyście, aby wam czynili"
(Mt 7,12)

"Oświadczam wam, że ile razy robiliście [coś] dla jednego z tych moich najmniejszych braci, dla mnie robiliście" 
(Mt 25,40)

"Nie zapominajcie o dobroczynności i solidarności, bo takie właśnie ofiary miłe są Bogu"
(Hbr 13,16)

Beth czuła ogromną wdzięczność - mogła spełniać swoją największą pasję. W ramach podziękowania chciała starszemu panu sprawić niespodziankę i własnoręcznie wyszyć mu pantofle. Podzieliła się tym pomysłem z mamą, która z radością pomogła jej zorganizować materiały. Po kilku dniach samodzielnej pracy, dołączyła do pięknych pantofli krótki liścik i zaniosła prezent do pana Laurenca jeszcze przede jego obudzeniem. W emocjach czekała na jakąś reakcję. Dopiero po półtorej dnia, gdy wracała ze spaceru zauważyła w oknie bawialni machające jej osoby. Dziewczynki zaczęły ją wołać, by prędko wróciła, bo w bawialni czeka na nią niespodzianka i list od pana Laurenca, który nie chciał być dłużny kochanej Elizabeth. Skierował do niej grzeczne, uprzejme słowa wdzięczności i podarował jej pianino, które kiedyś należało do jej wnuczki. Podpisał się na końcu: "Od pokornego sługi, James Laurenca", bo bardzo ją urzekło. 



Oszołomiona Beth, nie chciała zwlekać dłużej z podziękowaniem za niespodziewany podarek i pobiegła natychmiast do starszego pana, ku zdumieniu całej rodziny, która przecież doskonale wie, jak bardzo bywa przerażona przed spotkaniami z innymi. Zastała pana Laurenca w gabinecie. Po wejściu do środka nie wiedziała do końca, co ma powiedzieć i zarzuciła mu ręce na szyję. Pamiętała, że stracił swoją ukochaną wnuczkę i chociaż odrobinkę chciała mu dać takiej miłości, jaką pewnie otrzymywałby od niej. Był bardzo wzruszony i poruszony taką serdecznością, a Beth od tej pory przestała na dobre się go bać i mieć do niego pewne uprzedzenia.

"Bądź mężny i mocny, nie bój się, nie truchlej, nie drżyj przed nimi, ponieważ Pan, twój Bóg, który idzie przed wami, z wami i wśród was, nie opuści was ani nie zostawi samymi"
(Pwt 31,6)

* * *

Często w naszym życiu zachowujemy się jak mała Beth. Każdy z nas ma swoje lęki, przyzwyczajenia, słabości, wyobrażenia, które nie tylko hamują nas w rozwoju, ale także sprawiają, że automatycznie przypisujemy innym jakieś złe intencje, negatywne cechy, których w rzeczywistości ta osoba nie posiada. Gdy kierujemy się w życiu wiarą, nabieramy sił, rozeznajemy trudności z Bogiem - jesteśmy bardziej wdzięczni, otwarci na innych, bez krzywdzących ich uprzedzeń. Potrafimy rozeznać działanie Pana, który posyła nas w dane miejsce. Potrzeba nam wychodzić, by iść za Jego głosem.

"Wstań, idź do Niniwy"
(Jon 1,2)



Elizabeth została obdarzona talentem muzycznym przez Stwórcę, a na swojej drodze spotkała osoby, które pomogły jej spełniać swoją pasję i rozwijać talenty. Nie tylko ona była szczęśliwa - oni także. Mogli z radością słuchać muzyki, jaka płynie z używanego nareszcie pianina, co sprawiało im wielką przyjemność. Robili dobre uczynki dla wspólnego dobra, wykorzystując dary otrzymane od Ducha Świętego, co także zauważyła Rachel Dodge, autorka książki The Little Women Devotional, wskazując mój ukochany z resztą biblijny fragment:

"Otóż jest rozmaitość charyzmatów, a Duch ten sam; i jest rozmaitość posług, a ten sam Pan, jest również rozmaitość działań, a Bóg ten sam, sprawiający to wszystko we wszystkich. A objawienie Ducha dawane jest każdemu dla dobra wspólnego"
(1Kor 12,4-7)

Podziękujmy dziś i pomódlmy się za te osoby, które w naszym życiu pomagają nam pokonywać nasze słabości, lęki i trudności. To prawdziwe anioły, dzięki którym możemy odważniej żyć!

"Wstańcie, nie bójcie się"
(Mt 17,7)

"Bo przecież Bóg nie dał nam Ducha lęku, lecz mocy, miłości i upominania"
(1Tm 1,7)

Błogosławię, jeśli doczytaliście do końca! 



1 komentarzy

Dziękuję za zostawienie komentarza na moim blogu.