11 sty 2022

SEKRET ŚWIĘTOŚCI. BIOGRAFIA SŁUŻEBNICY BOŻEJ S. LEONII NASTAŁ - AGNIESZKA BUGAŁA

Losując Patrona na rok 2022 poczułam w sobie nie tylko pragnienie poznania tego jednego konkretnego Świętego, jak również - szczególniej niż dotychczas - zapragnęłam być jeszcze bliżej Świętych w ogóle. Zwłaszcza, gdy sama widzę, że z konkretną postacią wiąże mnie wiele wspólnych cech lub już nie pierwszy raz daje o sobie znać w moim życiu. Do s. Leonii Nastał czuję szczególny sentyment, właściwie dzięki mojej mamie, która ma piękną historię związaną z jedną z współsióstr tejże Służebnicy Bożej - opowiem o tym na samym końcu tego wpisu. Nazywana przez wielu polską Teresą od Dzieciątka Jezus, zdecydowana by powiedzieć światu czym jest droga duchowego niemowlęctwa. S. Leonia Nastał, mistyczka, orędowdniczka, powierniczka tajemnic Jezusa od najmłodszych lat miała pragnienie w swoim sercu by zostać świętą. Jaka była jej droga do upragnionego od najmłodszych lat momentu, jakim było wstąpienie do zakonu? Z jakimi trudnościami musiała się zmierzyć? I jakie tajemnice powierzył jej w rozmowach sam Jezus? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w najnowszej książce Agnieszki Bugały Sekret Świętości. Biografia Służebnicy Bożej s. Leonii Nastał.

Na początku, warto zaznaczyć, że książka ta powstawała w bardzo trudnym czasie - szczególnie dla Kościoła. Autorka pisała ją w momencie, gdy film braci Sekielskich bił rekordy popularności, gdy autorytet paulińskiego zakonu, o. Pelanowski, odszedł ze zgromadzenia, gdy nagłaśniane były afery związane z pedofilią wśród osób duchownych. Agnieszka Bugała poszukuje odpowiedzi na pytanie, jak być na drodze do świętości, kiedy na ulice w każdym mieście Polski wychodzą całe rodziny z piorunami namalowanymi na wielkich transparentach, gdy najpopularniejszym słowem w wyszukiwarce internetowej staje się słowo "apostazja", a COVID-19 paraliżuje cały świat. Gdy tworzymy coś na Bożą chwałę, zwykle przychodzi nam się zmierzyć z wieloma trudnościami, które jakby tylko czekały na naszą rezygnację. Na szczęście autorka widzi w tym niełatwym przedsięwzięciu łagodne, pełne miłości spojrzenie Boga, która dodaje jej otuchy i siły do działania.

Sekret Świętości pozwala nam poznać życie Marianny Nastał, która przychodzi na świat w Starej Wsi na Podkarpaciu, 8 listopada 1903 roku. Druga w kolejności narodzin, po siostrze Stefanii. Dwójka rodzeństwa, które rodzi się po Mariannie, niestety umiera, a dla niej samej matka nie może znaleźć rodziców chrzestnych. I tu, wzrusza mnie bardzo fragment w książce, gdy autorka porównuje los małej Nastałówny z początkiem życia Jezusa:

"Tak jak On rodzi się w ciasnym pomieszczeniu pełnym zwierząt. Podobnie jak Jego odrzuca ją wielu - już w pierwszych dniach życia" (s. 81).

Wychowywana jest w skrajnej biedzie, właściwie przez samą mamę, Katarzynę, bo ojciec, Franciszek, na wiele lat wyjechał do Ameryki w celach zarobkowych. W tamtym okresie, w okolicach Starej Wsi, nie miał najmniejszych szans na utrzymanie swojej rodziny. Marianna bardzo szybko odkrywa swoje powołanie, bo już w wieku trzech lat powtarzała uparcie, że chce zostać "żakonniczą". Obserwując moją prawie już czterolatkę, jej emocjonalność, rozwój pod każdym względem, trudno jest mi sobie wyobrazić, aby tak mała istota potrafiła znać swoje pragnienia w sercu dotyczące jej przyszłości. To niezwykłe, że od samego dzieciństwa czuła się przez Boga wybrana. 

Po okresie uczęszczania do ochronki sióstr służebniczek na "Bobrówce" w latach 1907-1910 Marysia udaje się do szkoły. Można ją opisać jako cichą, wycofaną, skromną, ale także pilną, bystrą i pracowitą dziewczynkę. Mając siedem lat, jak sama opisuje w sowim Dzienniczku, przeżyła najszczęśliwszą chwilę, niezapomnianą i bardzo istotną. Była to Pierwsza Komunia Święta. W książce Historia powołania, już wtedy s. Leonia, wspomina, że dzieci mają otwarte, kochające serca i sama uważała, że to idealny wiek na przyjęcie Pana Jezusa. Po co czekać dłużej? - pytała.

Wiele emocji wzbudza ta część lektury, w której możemy czytać o jej trudnościach zanim weszła do zakonu. Ojciec Franciszek długo nie wyrażał na to zgody, był przeciwny takim planom dla swojej córki. Sam chciał, by wyszła za mąż, ale jej nigdy nie było w głowie życie w roli żony. Pragnęła tylko być blisko Jezusa i Jemu służyć. Ojciec ostatecznie zgadza się by Marianna szła drogą swojego powołania dopiero po narodzinach syna, Stanisława. Być może to dało mu poczucie bezpieczeństwa, że po zamążpójściu Stefanii i ewentualnym wstąpieniu Marysi do klasztoru - nie zostamą zupełnie sami? W grudniu 1925 roku spełnia się jej największe marzenie i "wreszcie dobiega do kresu swych dążeń".



Dalej mamy pierwsze kroki Leoni w zakonie, jej formację, rekolekcje, przyjęcie habitu, obłóczyny. Ciekawym, wywołującym wręcz ciarki na ciele fragmentem jest ten, w którym czytamy o cudzie nawrócenia jej ojca Franciszka, który odwiedza córkę w zakonie, przystępuje do spowiedzi, klęka przed obrazem Jezusa ukrzyżowanego... i dostaje wstrząsu. Z kościoła wychodzi, jako zupełnie inny człowiek i do końca swoich dni powtarza, że cud ten zawdzięcza swojej córce - tej, ktorej sam wiele razy nie chciał oddać Bogu.

Mogłabym jeszcze wiele zdań pisać o samym życiu zakonnym s. Leonii, ale chciałabym, abyście sami przeczytali to w tej wspaniałej książce. Gdy doczytałam do fragmentu, w którym zaczęły pojawiać się krótkie dialogi z Jezusem, jako głosem przedzierającym się do jej umysłu w czasie kontemplacji, wiedziałam już, że będę chciała jeszcze głębiej poznać jej doświadczanie ojcowskiej miłości Boga. Największe zatem wrażenie wywołała na mnie trzecia cześć książki, w której podane są urywki jej zapisków z rozmów z Jezusem. W tym okresie s. Leonia czuje także, że po czasie pracy nad sobą, umartwiania, rozwijaniu cnów, pogłębieniu ascezy, to właśnie Bóg chce przejąć inicjatywę, a ona z radością na to pozwala. 

Duchowy dziennik zajmuje łącznie siedemset dwie strony rękopisu, prowadzony jest od września 1935 roku do 1939. Niesamowite, że autorka miała okazję nie tylko te zapiski zobaczyć na własne oczy, a dotknąć, przewertować, spojrzeć na rodzaj pisma, znaczniki na kartkach, drobne uwagi, wyznania. Zeszyty wielkiej Miłości. 

"To przed nią Jezus odsłania też tajemnicę swego Niemowlęctwa i zobowiązuje ją do opowiedzenia o niej światu, a świat do podążania tą - jak sam nazywa - najkrótszą drogą do świętości" (s. 209).

Droga niemowlęctwa duchowego to droga, na której człowiek daje się poprowadzić za rękę Jezusowi, niczym dziecko swojej matce. Droga ta jest pełna oddania, bliskości, zaufania. Każdy z nas ma w sobie coś z dziecka - pragnie dobra, bezpieczeństwa, ciepła, miłości, poczucia, że jest się kochanym, zaopiekowanym. Sam Jezus mówił do Leonii, że gdy wejdzie na drogę niemowlęctwa duchowego, upodobni się najbardziej do Jezusa w Hostii. To miłość uczyniła Jezusa tak małym. Droga duchowego niemowlęctwa Służebniczki Bożej opisana jest w trzeciej części książki. 

Lekturę kończą rady Jezusa dla dusz zakonnych, przypominające trochę opowieści żon i mężów, którzy niby mają wspólną codzienność - razem spożywają posiłki, planują wydatki, mieszkają pod jednym dachem - ale brakuje im wspólnego spędzania czasu. Autorka spisała także cuda Jezusa, który wydarzyły się za sprawą s. Leonii oraz zamyka książkę krótkim wywiadem z o. prof. Markiem Inglotem SJ na temat szczegółów procesu kanonizacyjnego Leonii.

Spoglądając na bibliografię książki, czytając o wielu podróżach w celu zebrania materiału do powstania tej biografii, biorąc pod uwagę także czas, w którym przyszło autorce pracować nad tym dziełem - jestem pełna podziwu. Powstała z tego bardzo ciekawa pozycja, godna uwagi dla każdego, kto chce poznać polską mistyczkę, skromną, cichą, oddaną Bogu s. Leonię. W dzisiejszych czasach bardzo trudno jest sobie wyobrazić, że ktoś może od trzeciego roku życia znać swoje powołanie - samo to pragnienie jej serca warte jest uwagi, głębszego zapoznania. Fragmenty dialogów z Jezusem bardzo poruszają, momentami miałam ciarki. Te przytoczone rozmowy wpłynęły na mnie na tyle mocno, że zapragnęłam wiedzieć jeszcze więcej. Bez wahania zamówiłam swój Dziennik duchowy "Uwierzyłam Miłości" s. Leonii. Czuję nieopisaną wdzięczność, że mogłam poznać jej drogę do świętości. Świętości, którą Pan pragnie dla każdego z nas.

* * *

Na koniec chciałam opowiedzieć skąd właściwie ten sentyment do Sióstr Służebniczek w moim sercu - pewnie też stąd chęć głębszego poznania tak wspaniałej współsiostry, polskiej Teresy od Dzieciątka Jezus. Lata temu, gdy moja Mama uczęszczała do Szkoły Podstawowej, nauczała ją religii pewna siostra zakonna o imieniu Łucja. Zawsze wspominała, że miała ona pogodne, uśmiechnięte, pełne dobra oczy. Takie, których nigdy się nie zapomina. Po ukończeniu nauczania - jak to bywa w życiu - każdy idzie w swoją stronę. Czasem przypadkowo spotkały się jeszcze, jak mama była panienką, na Mszy Świętej w parafialnym Kościele.

Latem 2021 roku, wracając z krótkiego urlopu, moi rodzice jadą przez Starą Wieś. Właściwie to stoją w korku, bo akurat tego dnia wiele turystów wracało tą samą trasą. Powoli mijają Dom Generalny Sióstr Służebniczek. Mama rozglądając się i rzucając ostatnie spojrzenia na tamtejszy krajobraz, dostrzega starszą siostrę zakonną. Idzie żwawym krokiem, uprawiając nordic walking. Mignęło jej jedynie spojrzenie siostry, ale po chwili traci ją z widoku, bo skręca na posesję Zgromadzenia. W głowie mamy pojawia się wiele migawek z życia, ale te oczy - dobre, ciepłe - są przecież tylko jedne. Nie, to niemożliwe, że byłaby to s. Łucja! Minęło tyle lat! - głowiła się mama, obliczając ile właściwie minęło czasu. Podzieliła się swoją refleksją z tatą, ten nawet chciał zawracać, ale mama uznała, że to na pewno nie ta osoba, o której myśli.

Mija kilka dni, mamie nie daje spokoju cała ta sytuacja, zaczyna trochę żałować, że rzeczywiście nie zawrócili. Odszukuje w internecie dane kontaktowe do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek w Starej Wsi i wybiera podany numer telefonu. Po kilku sygnałach odbiera jedna z Sióstr. Mama przedstawia się, przeprasza za swoje chaotyczne myśli i to, co chce przekazać i opisuje krótko sytuację - że w dzieciństwie s. Łucja uczyła ją religii w jej stronach rodzinnych, że czuła do niej wielką sympatię, pamięta ją dokładnie, a po wielu latach, kilka dni temu, widziała siostrę zakonną w miejscowości Stara Wieś, która maszerowała z kijkami w stronę Zakonu, i która bardzo przypominała jej właśnie tę s. Łucję sprzed lat. W słuchawce, po kilku sekundach ciszy, słyszy słowa: "No to jestem ja... Jadzia?".

Możemy jedynie wyobrazić sobie emocje, jakie wzbudziła ta rozmowa, cała sytuacja, jak scenariusz z dobrego filmu - a jednak wydarzyła się naprawdę. Podczas tej rozmowy wymieniły się prywatnymi numerami telefonów, a nie dalej jak kilka dni temu, mama dostała małą przesyłkę od s. Łucji z poświęconym medalikiem z Medjugorie i obrazkami Świętych, w tym s. Leonii oraz założyciela Zgromadzenia, bł. Edmunda Bojanowskiego z jego relikwiami. Dopiero, gdy mama wysłała mi zdjęcia tego podarunku, skojarzyłam, że przecież teraz recenzuję książkę Sekret Świętości, którą z pewnością pożyczę jej do przeczytania. Dodatkowo, Św. Łucja to moja Patronka z bierzmowania.

Sentyment mam zatem trochę zaczerpnięty od mojej mamy, cała ta historia sprawia, że robi się ciepło na sercu. Czasem mamy w sobie takie odważne przekonanie, że już kogoś nigdy nie zobaczymy, a Pan Bóg lubi sprawiać takie piękne, pełne dobra niespodzianki.

Niby to tylko oczy, ale jeśli ktoś patrzył nimi na nas ze szczerą miłością, to nie sposób o nich zapomnieć przez całe swoje życie. 

SZCZEGÓŁY KSIĄŻKI:
Autor: Agnieszka Bugała
Oprawa: miękka ze sprzydełkami
Ilość stron: 336 + 16
Premiera: 15.11.2021
Wydawnictwo: Wydawnictwo Esprit

1 komentarzy

Dziękuję za zostawienie komentarza na moim blogu.