17 sty 2024

BĄDŹ SOBĄ! ZOBACZ SIEBIE OCZAMI BOGA

Doświadczenia, obserwacje, lektura dobrych książek, rozmowy. Owocem ostatnich cichych aktywności jest ten wpis, który jak jeszcze wczoraj myślałam, nazwę po prostu podsumowaniem pewnych przemyśleń. Dziś - trochę felieton, trochę polecenie książki. Pochylam się nieco nad tematem dzisiejszego pędu w social mediach, powielaniu treści, pomysłów, poznawaniu siebie. A co najważniejsze - wspominam o tym, byśmy w końcu mieli odwagę i dojrzeli do tego, by zobaczyć siebie oczami Boga. I po prostu - odważnie byli sobą, nawet jeśli skutkowałoby to czasem niewygodnym spacerem pod prąd.


Działania w przestrzeni internetowej nigdy nie były łatwe. Natomiast po dwunastu latach prowadzenia tego bloga, spokojnie mogę stwierdzić niczym wspominająca przeszłość "starsza pani", że kiedyś było łatwiej, spokojniej. Słowo pisane było bardziej doceniane, a piękne zdjęcia na blogu były czymś wyjątkowym, nie zawsze osiągalnym, bo nie każdego było stać na dobrą lustrzankę. Aparaty w telefonach - wtedy jeszcze nawet nie smartfonach - pozostawiały wiele do życzenia. Pamiętam, jak wstydziłam się swoich fotografii, porównując się do innych koleżanek z branży, które miały piękne, przejrzyste, wyraźne zdjęcia, będące uzupełnieniem całego wpisu niczym cukier puder na świeżo upieczonym cieście. Nie mając dobrego sprzętu, ani perspektywy na jego nabycie w najbliższym czasie, mimo wszystko przez lata nie traciłam zapału. Obserwując dzisiejszą pogoń za liczbami i chęcią osiągania wszelkich sukcesów "na już", czasem naprawdę tęsknie do tego, co było. Pozostaje mi jedynie nucić pod nosem piosenkę Andrzeja Cierniewskiego z nostalgią szepcąc słowa:

Tyle się przeżyło,
tyle już widziałem,
Z nie jednego pieca jadłem chleb,
Co słodkie, co gorzkie, dawno już poznałem,
Teraz wiem co w życiu, ważne jest.

Co było nie wróci, a tyle przed nami,
Znamy się tak dobrze chodź wcale nie znamy,
Za późno by zawrócić niech czas nam w miejscu stanie,
Ziemia kręci się, a my kręcimy się na niej.

A skoro się tu kręcimy, jesteśmy i próbujemy funkcjonować, musimy przecież odnaleźć jakieś wspaniałe rozwiązanie, które pozwoli nam spokojnie działać, a zarazem nie przekraczać swoich i czyichś granic. 

Będąc już tyle lat aktywną w sieci, wielokrotnie słyszałam, że blogów już nikt nie czyta, a dzięki Instagramowi zdobywa się szybciej popularność i odbiorców, ponieważ jest bezpośredni wręcz kontakt z obserwującym. Teraz cieszę się, że nigdy nie uwierzyłam do końca w takie słowa i nie porzuciłam pasji pisania. Dlaczego?

Bo zaobserwowałam razem z innymi kobietami "chory, owczy pęd", w którym czasem już nie ma się ochoty uczestniczyć. Bo atakują mnie rolki, mówiące jak w trzech krokach zmienić moją duchowość, jak ugotować obiad, jak się skutecznie pomodlić, jak zwiedzać Kościół, nawet jak się wyciszyć, a przecież to właśnie wszystko wyżej wymienione tak bardzo mnie rozprasza. Bo piszą to osoby, które nigdy nie publikowały w niedzielę, a teraz meldują się na posterunku tego dnia, dając o sobie znać nową rolką z cytatem angielskiego lektora w tle, którego imienia nawet nie znają, ani okoliczności, w których dane słowa zostały wypowiadane. Rolka zwykle wtedy przypomina, abyśmy nie sięgali po telefon. Słodkie zaprzeczenia. Bo piszę to także ja, starająca się czasem na oślep odnaleźć w jakieś fali, która w jednym momencie zalewa mój spokój, dając znać, że to, co tworzę i piszę od lat powoli wymiera, bo nie na czasie, bo nie w algorytm, bo nie o tej godzinie. A jednak to miejsce od lat mój mały azyl.

I chyba w tym wszystkim najbardziej przerażająca jest dla mnie świadomość, że pracując już zawodowo w przestrzeni internetowej, musisz w jakiś sposób nadążać: za tym, co nowe, co klikalne, co przyniesie w rezultacie korzyć także finansową, bo przecież w Polsce jednoosobową działalność gospodarczą prowadzą tylko szaleńcy. Tym bardziej w tak niszowym temacie w dzisiejszych czasach, jak czytanie książek, bo przecież czytelników coraz mniej albo duchowość i wiara, bo przecież tyle młodych ludzi odchodzi z Kościoła Katolickiego, bo lekcji religii prawie już nie ma, bo apostazja staje się prawie tak samo popularnym pojęciem, co apokalipsa - gdzie mówiąc szczerze widzę punkty wspólne.



Rozmowa zarówno z tworzącą w sieci Boże treści s. Salezją, jak i kochającą pisać, wrażliwą koleżanką, Agatą, czy od lat przekazującą treści o minimalizmie, Emily, dała mi pewne wnioski, którymi myślę, warto się podzielić. Chcący być zauważalnym na Instagramie, który oczywiście jest pomocnym narzędziem jeśli zdrowo się z niego korzysta, trzeba iść z duchem czasu. Nauczyć się na swój sposób, ze swoimi talentami i pomysłami często idąc pod prąd tworzyć treści, byleby w tym wszystkim - nawet otwieraniu na nowe - pozostać sobą. Działać zgodnie ze swoim sumieniem.

Tu przeczytoczę historię z początku roku, jako lekcję dla każdego, kto zamiast iść czasem dumnie pod prąd, chce na łatwiznę lecieć na fali. Bo szybko, bo wygodniej, bo efekt zdumiewający.

Chcący jakoś nadążyć za rolkami, które opanowały Instagram nabrałam odwagi, by wstawić coś totlanie na czasie, a co przecież tak bardzo mnie też drażni. Krótki filmik z angielskim lektorem w tle, który ujmującym tonem opowiada nam, że Pan Bóg jest świetnym matematykiem, który tak sobie zaplanował biblijne księgi, że aż 365 razy występuje w nich jedno zdanie: "Nie bój się". Tak, jakby codziennie chciał nam przypomnieć o tym, że On jest, że nie musimy się martwić, niczym nie przejmować. No wspaniale! Niesamowite! Wszyscy muszą o tym wiedzieć! 

Niewiele myśląc stworzyłam rolkę, którą opatrzyłam oczywiście kilkoma odpowiednimi cytatami z Pisma Świętego, pasującymi do ogólnego przesłania. Filmik poszedł w świat, a ja z zadowoleniem patrzyłam na rosnące zasięgi niczym ciasto drożdżowe w rozgrzanym piekarniku. Kilkadziesiąt zapisów, udostępnień zaledwie w godzinę. Wśród komentarzy osób, zachwycających się zdolnościami matematycznymi Pana Boga (tu trochę z przymrużeniem oka w kontekście do sytuacji; wiemy przecież, że Bóg doskonale wymyślił sobie ten nasz świat!), znalazły się jednak takie, które krótko i wprost dawały do zrozumienia, że to wszystko to jest bujda. Pojawiły się takie słowa jak: "A to akurat jest legenda". Klikalna historyjka, nic więcej

Zaczęłam zatem czytać, szukać informacji, odniesienia biblisty. I tak trafiłam na tekst ks. Wojciecha Węgrzyniaka (bardzo z resztą go sobie cenię!), w którym odnosił się już kilka lat temu do krążącego w sieci nagrania, stwierdzając, że nawet w tekstach oryginalnach - biorąc pod uwagę także bliskoznaczne terminy - nie ma aż tylu zdań, przemawiających za tym, by się nie lękać. Znalazłam nawet książkę wydaną nakładem popularnego chrześcijańskiego wydawnictwa, gdzie w blurbie taka informacja z liczbą 365 też była podana. Konsternacja i niesmak. A zasięgi rosną.

Jako twórca miałam dwa wyjścia. Albo zostawić rolkę i jakoś w komentarzach gasić pożar, mówiąc, że na pewno w Piśmie Świętym znajdziemy 365 pokrzepiających słów, zmieniając nieco przesłanie rolki. Albo brać na klatę to zamieszanie powielające błąd i po prostu usunąć dobrze już osadzoną na Instagramie rolkę, wrzucając ją ponownie z nowym, wyżej wspomnianym kontekstem. Mój wybór był prosty. Nie ma takiego zasięgu, który zagłuszyłby moje sumienie w momencie popełnionego błędu. Bo to ja nie sprawdziłam wcześniej, nie poczytałam, nie zweryfikowałam. I nie, zupełnie nie biczuję się za to. Doskonale wiem, że najmądrzejsze głowy się mylą! To takie ludzkie. Pozwalam sobie na to.

W tamtym momencie zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak w takim razie tworzyć aktualnie w social mediach, by jakoś być widocznym w gąszczu twórców, którzy często stają się tak podobni w tym, co robimy, że codziennie dostajesz wiadomość: "myślałam, że to Twój profil/blog". Ale wiecie co? Bardzo szybko wróciłam na swoje tory zdrowego myślenia, które od lat przecież konsekwentnie pokazują mi jedą właściwą drogę: JAGODA. BĄDŹ SOBĄ. I Ty też bądź. 

POZNAJ SAMEGO SIEBIE

Ostatnio w rozmowie jedna ze stałych moich obserwatorek napisała mi taki zdanie, że jeśli ktoś nie wie do końca kim jest, jaki jest Boży plan na jego życie, to łatwiej jest takiej osobie chcieć być takim, jakim jest ktoś inny. 

I tak, pozostając nawet w temacie poruszonym powyżej, niestety muszę się z tym zgodzić. Natomiast, żebyśmy nie ugrzęzli jedynie w tym świecie online, warto podkreślić, że porównujemy się do innych praktycznie na każdym kroku. Począwszy od wyglądu - gdzie ona jest chudsza, a ja grubsza, ona ma długie włosy, a ja krótkie, ona jest wysoka, a ja niska - do wszelakich kategorii życia: duży dom kontra małe mieszkanie, rodzinne auto w odpowiedzi na mniejszy pojazd... i dalej: wykształcenie, zarobki, osiągnięcia, porażki, posiadanie dzieci, czy nawet duchowość, gdy zbyt pochopnie weźniemy sobie za autorytet obojętnie jak pięknie piszącą katoinfluenserkę.

Zadręczając się takimi sprawami, wiecznie zapominając o tym, że każdy z nas jest odrębną jednostką, powinniśmy w końcu zdać sobie sprawę, że potrzebujemy, wręcz wołamy o nasze wewnętrzne uzdrowienie. Bo tylko to pozwoli nam prawdziwie doświadczać tego, jak bardzo jest się cenionym i kochanym przez Boga.



W książce Zobacz siebie oczami Boga, której autorką jest Siostra Świętego Pawła, s. Marie Paul Curley FSP, już we wstępie przeczytamy takie słowa:

"Zdałam sobie sprawę, że w czasie odkrywania prawdy o sobie, przez rozmyślanie i zacieśnianie więzi z Bogiem, muszę się wesprzeć wewnętrzną pracą nad sobą. Niska samoocena zniekształciła moje postrzeganie nie tylko siebie, ale również Boga i innych ludzi. Małe, codzienne wydarzenia wywoływały czasem we mnie nieproporcjonalne reakcje emocjonalne. Dlatego stało się dla mnie jasne, że potrzebowałam się rozliczyć z moją przeszłością. Rozpoczęłam terapię, aby zająć się swoimi potrzebami psychologicznymi".

S. Maria dzieli się w swojej publikacji refleksjami związanymi z przebytą terapią, która pomogła jej otworzyć serce na głębszą i bardziej pozytywną relację ze sobą i Bogiem. Pisze o jej codziennej pracy, trudach ale też radościach dnia codziennego, które mogą zachęcić i zmotywować innych do zrobienia kroku do przodu. Ważnym kołem ratunkowym w tym całym procesie było i wciąż jest słowo Boże, które pomaga zrozumieć i uwierzyć w Jego miłość. 

Książka podzielona została na trzy części:

  1. Bóg, który mnie kocha - skupiająca się na Biblii i Jego Słowie;
  2. Kształtowanie tożsamości w Chrystusie - w której zobaczymy siebie, kim jesteśmy w świetle Jego miłości bezwarunkowej oraz codziennich wydarzeniach, takich jak przyjaźnie, sukcesy, porażki;
  3. Codzienność umiłowanych przez Boga - zachęcająca do dalszego życia Bożą miłością każdego dnia.
Każde z tych rozważań opowiada inną historię, poruszając tym samym delikatny, często drażliwy problem z naszego życia. Teksty opatrzone są również cytatem biblijnym, który zatytułowany jest za każdym razem "z Serca do serca" - jakby przypomnienie o tym, że słowo Boże jest komunikatem, który z nieskończoną miłością, łagodnością i troską płynie z Serca Jezusa do naszego małego, kruchego, poranionego ludzkiego serca. Wzrusza cię to? Mnie też. Bardzo. Maksymalnie.

Książkę Zobacz siebie oczami Boga kupiłam już w zeszłym roku, a ponieważ tych krótkich rozdziałów jest 52 to myślałam, że tak pomalutku będę sobie je smakować. Ale gdy przytoczone historie tak wiele otwierają w tobie przestrzeni poranionych, do przepracowania, słabych, grzesznych, ale też takich, które uważałeś, że jesteś z nimi już "ok", to pewnie możesz sobie wyobrazić, że ciężko jest odłożyć taką publikację na bok.

Jedną z opowieści, która w ostatnim czasie mocno mnie poruszyła dotyczy wybuchów złości i braku kontroli nad swoimi emocjami. Ojciec, policjant, zawsze tłumaczący swoje zachowania stresującym dniem w pracy, pozwalał sobie na nieludzkie wpadanie w furię, rozwalając przy okazji wszystko, co było pod ręką. Pewnego razu dokładnie podczas takiego ataku dostrzegł kątem oka przerażony wzrok swoich dzieci. Dopiero ten widok hamuje go i po rozmowie z żoną zdaje sobie sprawę, że jedynie szczere przyznanie się do błędów, które na pewno nie będzie dla niego wygodne, jest jedyną drogą do zmiany i pracy nad sobą. Bez zdrowej relacji z Bogiem i drugim człowiekiem, trudno będzie mu znów opanować swoje codzienne frustracje. I tak sobie myślę, jak to czasem zdarza nam się, gdy coś, co nas w jakiś sposób boli, dotyka, co odnosimy do siebie, chociażby jedno słowo, którego boimy się przyjąć, bo w jakiś sposób określa nasze niezdrowe zachowanie w relacji z drugim człowiekiem, reagujemy wrzaskiem, płaczem, wyparciem, użalaniem się nad sobą. Naszą obroną jest atak. A nawet bezkarne przyzwolenie na obrzucenie błotem drugiej osoby, parszywa ocena bez rozmowy i możliwości odpowiedzi, z dziesiątkami wykrzykników, by tylko nie dopuścić do siebie myśli, że czas na poważne zmiany. Nasze zmiany. Czas na rachunek sumienia, gdzie w czasie modlitwy staniemy w prawdzie. O sobie samym.

Wiele jest tu mocnych, obrazowych przykładów, bardzo poruszających, które pomogą nam zrozumieć pewne nasze mechanizmy, zachowania, wymagające pracy nad sobą.




DO CZEGO ZMIERZAM?

Jak wspomniałam już wcześniej: jak ktoś nie wie, kim jest, to łatwiej być jak ktoś inny. W swojej książce Boski Bullet Book. Poczuj miętę do Słowa w felietownie Ty nie jesteś wszyscy, zapisałam takie słowa:

Chęć dopasowania się do reszty, nienaturalna zmiana swoich zachowań, wypowiadanie słów niezgodnych z naszymi przekonaniami, porównywanie naszych osiągnięć, wykształcenia, zarobków do sukcesów innych ludzi… Przyznaj się, ile razy to przerabiałaś? Ile razy pomyślałaś, że ktoś ma lepiej od ciebie, że ta osoba już coś ma, a ty jeszcze nie, i czułaś się przez to niedoceniona, niespełniona, słabsza? Ile razy zmieniałaś swoje zdanie, bo lepiej było wybrać mniejsze zło i po prostu dopasować się do reszty towarzystwa niczym sprytny kameleon. Szyjemy swoje maski w zależności od sytuacji i osób, które obecnie nam towarzyszą. Dlaczego tak trudno jest nam kierować swoje oczy na siebie, a tak łatwo na innych? Dlaczego nie chcemy po prostu być sobą, tylko staramy się dopasować do wszystkich?

„Każdy niech osądza swoje czyny i w sobie niech znajduje powód do chluby, a nie w porównywaniu się z innymi” 
(Ga 6,4)

W jakichkolwiek działaniach - w przestrzeni internetowej czy tak po prostu w naszym codziennym "tu i teraz" - daj sobie czas na rozeznanie, ciszę, modlitwę. 

A jeśli nie wiesz, co dalej, po prostu zrób kolejny właściwy krok - powiedziałaby Regina Brett. 

Zatem:
  1. Dobrze poznaj samego siebie.
  2. Zobacz siebie oczami Boga.
  3. Bądź sobą.
Niech tak się stanie!
Amen

21 komentarzy

  1. Dziękuję Ci że Jesteś! Że jesteś prawdziwa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo piękny wpis:) pozdrawia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy wpis. Jutro jeszcze wrócę do niego.🙂

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Ci❤️

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj takiej lektury teraz mi trzeba ❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny, bardzo wartościowy i potrzebny wpis. Twoje treści działają na mnie terapeutycznie, wyciszająco. Dziękuję. I będę zaglądać tutaj częściej, nie tylko na ig ;) Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cóż za tekst. O 365 "Nie bój się" pisał tez ks. Pawlukiewicz , tez się mylił ? Aż w szoku jestem.
    Tekst do którego musze wrócić ponownie za kilka dni. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko mi teraz powiedzieć już czy i rzeczywiście jest aż tyle. Na pewno znajdziemy w Biblii 365 (i wiele wiele więcej) słów pokrzepienia, które pomogą nam nie bać się, ale czy samo wezwanie występuje aż tyle razy? Mam wątpliwości, bo piszą na ten temat różnie osoby wykształcone (bibliści). W tekście podlinkowałam już blog ks. Węgrzyniaka, który policzył te słowa, a także tu zostawiam link:

      https://wegrzyniak.com/po-godzinach/maxirefleksje/3261-365-razy-nie-lekajcie-sie/

      Bardzo serdecznie pozdrawiam i zapraszam! :*
      Jagoda.

      Usuń
  8. Twój profil na ig i blog oraz Klaudii z My slow life, to miejsca gdzie od początku widziałam rzetelność i subtelność tego co chcecie przekazać. Dzięki wam trafiłam też na Bliżej Rahamim, za co bardzo dziękuję. Zeszyty miłości pełne pozwalają zajrzeć wewnątrz siebie i zastanowić nad relacją z Bogiem. Treści religijne nie są tematyką łatwą w dzisiejszym świecie...
    Bywają na ig te popularne, ale jednocześnie powierzchowne. Chwilę sentymentalnie na nas zadziałają i tyle.
    Ty zachęcasz by wypływać na głębię.
    Myślę, że za wierność sobie zawsze będziesz mieć osoby, które odnajdą Cię w social mediach.
    Rolkę z liczbami widziałam, nie brałam jej chyba aż tak dosłownie :)
    Ale wiem, że ktoś mógł skupić się czy tak jest faktycznie jak napisane.
    Ja jestem umysłem ścisłym, analitycznym i nieco detektywistycznym. Też jeśli chodzi o treści religijne. Lubię teksty ks. M. Hellera i jak on wierzę, że nauka i wiara idzie w parze.
    Dla mnie Bóg jest Wielkim Matematykiem, który pozwala esplorować nam to co stworzył :)
    A równocześnie chce, byśmy eksplorowali swoje wnętrza, w których zawsze jest obecny.
    Pozdrawiam Cię Jagodo ciepło i dziękuję za recenzję, polecę mojej nastolatce.
    Będzie o czym rozmawiać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za taki wartościowy komentarz, dający także wiele inspiracji dla mnie! Dzisiaj zasnę ze słowami św. Jana Pawła II:

      "Nie bój się, nie lękaj! Wypłyń na głębię!"

      Ściskam Cię, Ewo!

      Usuń
  9. Dziękuję za ten wpis. Będę do niego wracać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za przeczytanie! :) i oczywiście zapraszam serdecznie ♥

      Usuń
  10. Bardzo potrzebny wpis.Lubię czytać teksty,które pobudzają do refleksji.Dziękuję,że piszesz bloga chociaż korzystam również z instagrama.To jednak inna jakość.Był czas,że "zachłysnęłam się" ig,ale z przyjemnością wracam do blogów.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za zostawienie komentarza na moim blogu.